We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

Za d​ł​ugie, nie czytaj

by Igoronco

supported by
/
  • Streaming + Download

    Includes unlimited streaming via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.

      35 PLN  or more

     

  • Compact Disc (CD) + Digital Album

    Wydanie fizyczne "Za Długie, nie czytaj" zawiera także książeczkę z dygresjami odnoszącymi się do każdego z podejmowanych na płycie tematów. Blisko godzinny seans z muzyką i liryką Igoronca, może się więc przedłużyć, rozszerzyć, zwielokrotnić,a nawet spotęgować.

    Includes unlimited streaming of Za długie, nie czytaj via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.
    ships out within 5 days

      35 PLN or more 

     

1.
ZDNC.NTR 02:53
Mam opowieść… sypię nimi, jak z rękawa, istna magia, władam słowem, jakby to była zabawa Ta opowieść dojrzewała we mnie lata całe, nie ma bata, bym nie podał jej dalej Mam opowieść… progres, harmonię, korbę, zatarg i emocje, konkret beat i bass, siądźcie sobie Raz herbata, dwa - kanapa. I uwaga! Ważny fakt: kilka fraz nie do was jest, a dla (tak jak te) Za długie, nie czytaj, daj sobie spokój, nie słuchaj, nie wnikaj, nie chcesz kłopotów chyba, na przykład bólu łba, ucha, języka i największy przypał, to nie jest kraj dla filozofów Zgrywasz typa, co to chwyta w mig, żądam dowodów że ten shit, ci styka, nie leci dla propsów zewsząd słychać, że unikat, jedna płyta, tyle wątków, że aż siada psycha - przygotuj się i ziomków Nawet nie pytaj... który rząd kosztów I tak masz czasu, i jeszcze żebyś myślał chcą znów, nie po to gra muzyka i nie po to szukasz jointów byś miał siedzieć, kminić, rozsupływać kołtun Nie zmuszaj się, nie tykaj, unikaj wręcz, odpuść Nie wydziwiaj, dzisiaj także rap dla dużych chłopców I prawdziwa elektronika, a nie stąd i stąd po troszku Za długie, nie czytaj, lepiej zdusić to w zarodku
2.
Słowa 03:16
Nie wiem, czy pamiętam jak i kiedy to się stało, jakoś tak, ot, tak, zaczęły tworzyć całość [lekko], a teraz to mi czasem grają, niech grają [raz, raz], Gdzieś między meritum, a piano - czai się piękno, któremu udało się przemknąć wbrew materii, co układa się w codzienność, zwykle, ...ale wystarczy, że coś mnie prztyknie, delikatnie nawet i mam pewność, że nie wymknie mi się to, co nieopatrznie wpadło pod mą łapę, Sadzę snadnie sążne susy w czasie i na mapie i sam tworzę własne, choć nie jestem kartografem, nie wiedziałem, że potrafię Wzniecam ogień, potem gaszę go, potem gaśnie jeszcze raz Jakim prawem? Spyta ktoś - jakoś tak, że tu moce sprawcze, jak jeden mąż mają mój głos, a ten ma racje Można śmiać się, kląć, lecz, kto myśleć jął, że proste są - ma najlepszą i najgorszą wyobraźnię Nikt nie zadął w róg, żaden gong nie zabił Raz słyszałem “go!”, przeczytawszy napis wyryty w mojej czaszce - znam ten font! Odtąd za dom robi mi prom napędzany alfabetem - bon voyage! - z biletem w jedną… Z tych jazd, które mogłem mieć wybrałem najlepiej Ło ło ło... Nagle przerwało ciszę… tak, że z tej bezładnej masy wyłoniły się obrazy, barwy, potem nazwy, zjawy, fakty, i obawy i ambicje - są tu wszystkie, choć to tylko... Ło ło ło... Nagle przerwało ciszę… i naprawdę było na początku Rzuceni na jego pastwę, albo prosimy o łaskę, albo pławimy się w tym dziedzictwie Choć to tylko: Ło ło ło... SŁOWA, SŁOWA, SŁOWA Ło ło ło... ….chociaż one nigdy się nie skończą Zagrzmiał tętent tamburynu, może z jakimś innym bębnem w tle Wzniósł w powietrze wielkich czynów pamięć i energię - dzięki niej to wszystko jest... W kłębie dymu, z szumem trzcin na wietrze, razem z kurzem z pergaminów i sercami w korze drzew, niezależnie gdzie i kim jestem - niesie mnie ABCDEFGHI… weźcie to i wiedźcie - każdy ruch, który zrobił mięsień mnicha, co przepisał coś, wibruje jeszcze, i choć słuch już nas zawodzi i nie widać ich, to pewne: są i krążą też nad nami - wiecznie niezapisane wiersze By usłyszeć tę poezję, trzeba wejrzeć w głąb i głębiej - Yes, sir! Są straszniejsze rzeczy od niewiedzy, wiem…alem ciekaw: skąd - wściekle Próbowałem przez te kwestie przejść, czołgałem się i biegłem, robiąc durny błąd - jakbym dostał skrzydła, a wciąż bujał się na krześle nikt nie zadął w róg, żaden gong nie zabił, sam obstawiłbym że ktoś, gdzieś, kiedyś poczuł coś i to pchnął do monosylaby Potem poszedł ciąg ich, jego ziom w końcu pojął, co to ma znaczyć Tak właśnie zaczynają się światy… Pewnie włącznie z tym tzw. naszym
3.
Otwarte oko... w oko z przyrodą Kilka przeciągnięć, przysiadów (tak zdrowo) Dłoń z podłogą, a pod stopą - nieboskłon Cześć! – Cześć! - kolejny dzień, wszystko na nowo Ta wysokość, co słońce kończące swą kąpiel Dopłynięcie i dotknięcie go przed końcem jej Przez poszycie grząskie; wrzask i trzaski gałązek, więc w głęboką toń - bęc, Jakże błogo, ech No i po co ten pęd? I tak z wodą, pogodą, obok raków na dnie, cały dzień pogoń, a potem powrót na brzeg i bieg po lesie, wtem nagle krzew i jego owoc… Głęboki wdech A pachnie, że chce się go jeść - A czemu nie? Dalej pnączem w koronę drzew, a ciarki na grzbiet Dziwny zwierz tam na łące Słońce przedziera się przez dach z konarów, na te nogi długie jak końskie, włosy zwiewne jak trzmiel, delikatne jak mlecz Dosyć by zacząć biec - aż gotuje się krew Dorwę je, choćbym zdechł… erkh, erkh, eekh Jeszcze chwila i jest, mam cię dla siebie - Leż! Wtedy spojrzał na nią bezbronną jak lew na jagniątko, I zdjął z niej zdźbło po zdźble ręką przeraźliwie trzęsącą się, I pierwszy raz pomyślał, że jest, że on i ona są - To jak - chcesz? - Niby szept, zaczął ten sen Słońce rozlało się A potem odkryli pojęcie przyczynowości Gdyby tylko mieli wgląd w przyszłość i mogliby przewidzieć do czego doszli… Czy zgodziliby się na to wszystko, jako efekt uboczny ich miłości? Ten przypadek, dał początek nawet ciekawej historii Od dziesiątek tysięcy lat targa nami chemia, a biologia to ma za nic nasze pożal się marzenia Wiemy już, że mamy świat, ups, no tak, to tylko Ziemia. Nie pozwala nam oddalić się od niej pieprzona fizyka Na to my - Ale jak i nadajemy wciąż znaczenia, wszystkiemu co się rusza i rzeczą, których bez nas nie ma Wymyślamy sobie świat, rozproszone wrażenia układamy w poemat - wszędzie jest metafizyka W tej kałuży nie działo się zgoła nic nadzwyczajnego, aż jeden z chromosomów ni stąd ni zowąd skręcił w lewo Miliardy lat później, w jednej z milionów głów, gdzieś wśród neuronów zwykły burdel zaczął zbiorową iluzję ego Zbudowaliśmy to wszystko i brawo, serio Nawet jeśli koślawo wyszło, a prawo służy głównie koteriom, jest powód by z wypiętą piersią wbić czasem na densflor jak wtedy, gdy Platon miał tę jazdę z duszą, ciężką Potem kręciliśmy głową, a nuż coś z niej wypadnie, drapiąc się w korę przedczołową - od niewłaściwej strony, jak zawsze a te baśnie o logos, gdy znamy synapsę, magistralę aksonów, zabawne u kogoś kto ma aspiracje, by go brać na poważnie Wtedy spojrzał na nich, jak trzymają swą gardę, z atomów z kwantem, bozonów z kwarkiem - głębiej i bardziej - a także miarkę za małą, jak zapisują chaos binarnie i jak w łeb dostają... to to jednak niematerialne?
4.
4F 03:06
Na stres są trzy ef, ponoć: fight, flight, freeze ale żadne z nich - nie pomaga nic, Będziesz gnił czy ruszysz tył - trzymaj szyk, czuj lęk przed jutrem złym Patrz, jak szczerzy kły, nie omieszka przyjść, może wyjdę mu na przeciw, tylko nie wiem z czym Nie chcę gonić go, raczej uciec stąd i tak już leci któryś rok, jak film (a w nim) Stały motyw, są kłopoty, zgrzyt… Typ ma wąty o poglądy - robi dym i głupoty, i wie o tym, gdy ten syf kończy się, jak opada pył Jest też czwarte ef... Świat by marnie szczezł, gdyby nie tam gdzieś, ktoś kto robi: yeah! I ten styl! Przyjmę każdy dryl, z tym, że grajmy w to z pieprzonym funkiem w tle Ooo oo oo o! Idzie w sukurs twoim krokom, jak pies - stres - na to funk jest antidotum Jest jak jest, jak nie to tej, weź to poczuj! Pewnie gdzieś w środku, wiesz, że jest sposób, aby zdusić gniew i rzec: Ej, spoko Od kiedy wiem to, lekko lżej żyć lekko, Jakoś zyskałem pewność, w poddawaniu się momentom Także dzięki dźwiękom, które są tu ze mną, bardziej w mojej głowie, niż na zewnątrz idąc ścieżką, która się układa z nich, tylko ruszę ręką i lambada [łiii], Nie wypada mi, nadal mam kwaśny ryj, a w środku... pełen czill… Pod ten beat wszystko jawi się inaczej, jak tym kotom, które muszą wejść do szafy Mogę zbierać baty, ale czyż nie jestem graczem? wbrew pozorom, co mówiły: idź do chaty Nie znaczy, że same ochy, achy… przynajmniej jest ciekawie, a to postęp Nawet jeśli wcale to nie takie proste, słuchasz, co ci w duchu gra i dajesz głośniej
5.
Flow 03:13
Ruszasz ustami, ale nie rozróżniam słów Możesz wysłać to mi mailem, albo prześlij link jak mus Tyle zdań spada lawinami i oplata nas jak bluszcz, ale nic nie niosą z sobą, ale nic nie mogą, cóż… Ruszasz ustami, jakby nie teraz i tu Możesz wysłać to mi mailem, lecz na zapas czuję ból, przekopania się przez spam, w tym przepastnym morzu bzdur, które nic nie niosą z sobą, które nic nie mogą, znów... Widzę, ruszasz ustami, ale nie wiem dlaczego i po co Wszystko przeczytałem w necie, albo usłyszałem w świecie i mam potąd I już wiem, że ten słowotok ma pointę, jak z tych historii, które przytrafiały się łotewskim chłopom Jakbym spotkał cię w podróży, to opuściłbym ten pociąg z krzykiem, z pominięciem stacji, chociaż chętniej ciebie wysłałbym tą drogą - przykre... Nie wiem kogo zwykle atakujesz, bo nie nazwałbym rozmową tego, ale ze mną ci nie wyjdzie Padło wiele słów, ale co ty myślisz i czujesz? Na mój gust to nic, tylko coś tam gdzieś tam, chuj wie Ciągniesz za spust, aż wyplujesz jedną formułę, za drugą - tu jest pies pogrzebany, jak to mówią - może urwie No cóż, trudno, nie wszyscy czytali Habermasa, nie wszyscy muszą, ważne by chcieli naprawdę porozmawiać A jak dla mnie to oznacza trochę więcej niż wymianę informacji i jako własnych podawanie poglądów portali i stacji Ej naprawdę nie chcę słuchać o tym, co robiłeś dzisiaj To ta lista? Weź ją wyrzuć, powiedz lepiej coś pomyślał Czy naprawdę wierzysz w to, co ci mówi telewizja? Kilka słów w logicznym ciągu, to już prawda obiektywna? Ej naprawdę nie chcę słuchać o tym, co robiłaś dzisiaj To ta lista? Weź ją wyrzuć, powiedz lepiej jaka wiksa Czy naprawdę wierzysz w to, czy ci myśl na ślinę przyszła? I czy czujesz teraz flow, bo jak nie to szukajmy go #freestyle Musi być flow, a rozmowa to ma płynąć jak rzeka Nie chcę cię zatrzymywać, masz czas to siądź, chcesz coś powiedzieć, nie zwlekaj, ale musi być flow, musi się spiąć z tą chwilą, niejako wsiąknąć w nią Musi być flow, a rozmowa to ma płynąć jak rzeka Nie chcę cię zatrzymywać, masz czas to siądź, chcesz coś powiedzieć, nie zwlekaj, ale musi być flow, musimy skądś to wziąć - proponuję otworzyć głowy i serca
6.
Mój dzień to głównie kłótnie, w domu, później na glugrze z kumplem A w portalach, na forum, wszystkie moje biorę hurtem Się podpalam, opór, jak półgłówek, kurde, przecież tylko martwe ryby płyną z nurtem, ludzie Gdzie wasz gust się podział? Oraz słuch, styl, tudzież szyk zdania, grama? Żaden dramat, zwykły burdel Od rana moja ściana upaćkana jest tym gównem zabrałbym im klawiatury, wręczył kartkę i ołówek Kocham ten świat, ale ludzi niekoniecznie, choć kilku owszem, im też stawiam wysoko poprzeczkę. piszę to samo, co szepczę i wrzeszczę Podpisano Igoronco, raper, bloger, hejter Wiem, ten miecz ma ostrze obosieczne, i zrani mnie, kiedy tylko stanę na podeście Lecz gdy głupota narusza twoją przestrzeń a nie bronisz jej, to też idiota jesteś Jestę hejterę... to tak niewiele mówi, Niż o teren bardziej, walczę o lepszy świat Jestę hejterę... pewnie się wkurzysz, jednak musisz poznać prawdę - cóż... robisz to do dupy! Jestę hejterę... niechęć budzi to co robię, bo jest szczere, jak to rap, ha ha Jestę hejterę… albo nie wiem, jestem głupi, bo wierzę, że coś zmienię i mam ten gruby plan! Kiedy zniknął autorytet, wszystko stało się publiczne, myślę, krzyczeć, czy siedzieć cicho, a chaos kwitnie Wszystkie pizdy, nic nie grając, chcą pierwsze skrzypce Leję z tego na matryce, tak, że u was spadną liście Zwykle wybieram opcję: “gdzie moja spluwa?”, zamiast “spływa to po mnie, jak deszcz po oknie” Wy odwrotnie i macie ubaw jak sam tworzę problem, posty ze słonkiem są stopniem do szczęścia, ale wątpię I tak jedzie kitem ciągle, wąchają sobie kitę ziomble Nikt nie piśnie i nie kiwnie długopisem, ni klawiszem - skądże No to cisnę wątek i przywykłem, że mi ciśniesz Hej... chętnie skończę, ale... znów słyszę bełkot i że chcesz to przepchnąć jako prawdę objawioną, chuj, że zna ją każde dziecko Nie mogę pojąć, że przychodzi ci tak lekko machanie tą szabelką, weź nie pierdol! jestę hejterę <skrecz> to tak niewiele mówi, niż o teren bardziej, walczę o lepszy świat jestę hejterę <skrecz> pewnie się wkurzysz jednak musisz poznać prawdę - cóż... robisz to do dupy! jestę hejterę <skrecz> niechęć budzi, to co robię, bo jest szczere, jak prawdziwy rap jestę hejterę <skrecz> albo jestem głupi bo wierzę, że coś zmienię i mam ten gruby plan! czasem się zastanawiam - gdzie jest granica, do której pozwolę sobie świat naprawiać? i kogo o to spytać? tak trudno się zatrzymać, a tak wielu rzeczy robić zwyczajnie nie wypada! oto chcąc świat zbawić, począłem go zabawiać i zrażać do siebie członków stada... moja sprawa, mówię - twoja sprawa, się nie kłócisz pewnie można mnie wybudzić z tego, ale czy wypada
7.
Jednak skurwielem jestem i ci intelekt zdępczę Szpady, szpile, kleszcze - co jeszcze? I mnie się nie chcę drzeć i nieść agresję I wiesz, że w sumie to masz szczęście, zęby myłem, nic już nie zjem, a bym zrobił rzeźnię z tej zabawy, - bez przesady, to przestaje być śmieszne Być tak blisko od prawdy, a tak oddalić się od świata Przypadek nagły, ciekawy, pokażny bagaż Nie radzę sprawdzać na własnych gnatach, ale jakby co mam majka, lapka, zapał, [“juhu! ...świetnie”] - i poczęli chrapać, budzą ich brawa - Dziękuję, tym chętniej poświęcę kolejne lata, obiecuję zbierać budulec pod nowy projekt aka klapa - O duszy naiwna, dokąd tak biegniesz, nie umiesz latać? Wreszcie - nie wiesz, że ta dziwka gustuje w socjopatach? Jak ktoś wiecznie ględzi, wszędzie chodzi i chce więcej miasta w mieście - działa aspołecznie, czy społecznie - tyle, że źle? I co robić… by się z nim, jak wcześniej - oby mniej złowrogim - dało pobyć trochę? - Cóż, najadł się złej treści, to rzyga, nic tu po psychologii Gnój w emocjach, koneksjach - znów wypluł cię wszechświat Tłum chce cię rozdeptać - już marzy ci się ucieczka To bulimia społeczna, czas na zmianę podejścia: wraca do ciebie zła energia przetrwaj atak, jakoś przetraw Gnój w emocjach, koneksjach - znów wypluł cię wszechświat Tłum chce cię rozdeptać - już marzy ci się ucieczka To bulimia społeczna, czas na zmianę podejścia: wraca do ciebie zła energia, spróbuj nie puścić puścić bełta Pierdolone flirty, smsy, śmiechy chichy i bon-moty Jeden popis, cztery wtopy, posyp, popij, “pobij to” Bój na propsy, posty, hocki klocki, śmieszne pozki Sposobności by sobie pokpić i nagrabić u większości mało to? Mało co mnie rusza, ale kupa treści, którą wypluwam zmusza bym usiadł i kminił susa stąd, nim świat wyniucha: gdzie moja dupa, yo Właśnie: gdzie jest moja dupa? Tyle było już ich tutaj, wszystkie obrzygałem - mają inne dupy na swych butach Mało to eleganckie, w tym sęk, taki kawałek, brzęk tłuczonego szkła się nada… - Dzięks! A teraz puszczam pawia Ale dałem, szczęście całe to tylko sztuka, Świetnie, że jest w sensie sztuka i cała sztuka A ty to chyba słuchasz tego za karę
8.
Po prostu chciał, by było lepiej wszystkim ludziom, bo każdego czynił człowiekiem - swoim podejściem, spojrzeniem, gestem i tym co mówił, - Nie, to ja umyję twe stopy - jakby pomylił urząd i przepowiednie o tym co ma zrobić dla nich - ratować ich dupy od zguby A on? W najlepsze - deska do deski do kupy, ciągle budował dom dla ludzi, którzy mają z tym problem Zabawne naprawdę takim rzemiosłem się trudnił, codziennie, nim słońce nie zajdzie za horyzontem, aż nagle zaczął ich uczyć o nadejściu świata, w którym wszyscy byliby równi, każdego zapraszał - głównie, umówmy się, trudny element - Myślcie o innych, lecz pilnujcie wpierw siebie - mówił - Miłujmy się, szanujmy się i nawet kurwy taki był ludzki… On też był lewakiem Nie wyganiajcie ich stąd, tutaj każdy ma miejsce by sobie siąść i wziąć w ręce, chleb i wodę, niech pije i je ile zechce! Niech pije i je, i niech słucha, że każdy może więcej, i jest i dusza, i serce także w największym nierobie - żaden człowiek nie może czuć, że tym trzęsie, bo wszyscy tutaj równi, łącznie z wrogiem Ale każde dziecko wyjąkowe, każdy inny - ewidentnie padł na głowę! Był naiwny, dziś by skończył w wariatkowie Nadto wkręcił się w opowieść i zbyt zawierzył ziomkom Biorąc ich za równych sobie, coś napomknął, że podobni są do Boga, nie spodobał im się jednak Choć popełnił głównie słowa, trzeba było... lewaka zmasakrować
9.
Roleta 03:15
Wisi od trzech sekund i już wiem, że się nie nada Zasunąłem ją, jak złą, świat dalej się obraca O siąsiadach, nie chcąc wcale, wiem kto wraca późno, kto nie wraca i co spłaca, o wahaczach w starym punto - i mam kaca Zaczyna chodzić mi pikawa Chcę napisać powieść... Powiem tak - niełatwa sprawa Mam opowieść, ba, sypię nimi jak z rękawa, gdy dybie na mnie świat, od którego się odgradzam Dokąd uciec? Każdy głupek, idzie w bazar Pizgam szpagat w ciemnej dupie - jak ktoś pyta - nieciekawa Sprzedam czas, albo twarz, albo co tam się nadarza, napatoczy, zawsze za garść [groszy], co do joty Siedzę... już wkurwiają mnie te głosy Ściany muszą być z ligniny, strach tu palić papierosy Po co wstawać, dokąd wracać, z kim spleść losy Nie mam siły odpowiadać - szkoda sliny, dosyć Gdzie ta: praca, zabawa, trawa, baba i sztuka Plan upada, jak bank, gdy rozważam wejść w układ Na prawach, co globem obracać mają, tak mówią Jak tylko dowiem się po co - w ciemno zakładam, że późno Jest tyle dróg, którymi mogę pójść, ale coś tam się nie zgadza Pół na pół, niby chcę, ale nie... nie moja sprawa Ja w biznesie - sam bałagan - mało co mi odpowiada Mało kto mi odpowiada, jak już składam broń i cv Skille: głównie gadam; hobby: o, lekcje nauki na swych błędach, konsekwencja - lubię to! - A jak widzę się za rok? Ee… piszę książkę, choć już blog mnie przerasta, pewnie szybko jej nie skończę Może dajcie szybkie łączę, przeglądarkę, święty spokój, coś na koncie, pusty arkusz i pieprzony powód, bym mógł pisać dla was bajkę i windować wskaźnik włączeń, markę, kurwa parkiet, ale najpierw - zwalcie se! Nie chcę nikomu wchodzić w drogę, ani niczyje buty - póki mogę... jutro ostatni hajs wydam szlugi Jeśli ktoś zadzwoni do mnie, będzie chciał się umówić Może pójdę? Ale raczej żadne słońce mnie nie obudzi
10.
Kontakt 03:05
To już to, to o to tyle krzyku? Stres z zajęciem miejsca w społeczeństwie, z każdym kleksem do zeszytu większa presja, pretensje za oceny, trening ciała i umysłu i zwalczanie tremy na boisku, każdy plan i zamiar - bym mógł dzisiaj patrzeć, jak się chowa za widnokrąg, to czego pragnę mocno tak, że aż nie ma szans - zamknięty okrąg Raptem otwórzył okno - chciał ryknąć, ledwo szlochnął po cichu… - Nie może być, nie może być bez kitu tak to jest jak się nie widzi sufitu i chce się lecieć, i jeszcze żeby był przytup - takie plany miałem... śmiechłem Liżąc rany, lepię z tego co zostało… Tu wyklepie się, tu nalepkę da się i znów w trasę, jak uda się pchnąć ten złom... jakoś jadę wciąż Widoki się zmieniają, u mnie znów to samo Czas ucieka jak ten balon z helem z rąk Nie wiem dokąd, ale czuję, że mam sprawę Ciągle słyszę coś, coś, jakby mnie wołano skądś I migają mi obrazy, odbijają się na twarzy, jak pieprzone wizualki wciąż w tym samym klubie Nawet chodzę jak pijany, może coś się dziś wydarzy, ale wątpię, wręcz nie sądzę, przecież wiesz, tak tylko mówię I migają mi obrazy, niczym krajobrazy, sunie świat, a ja wciąż w tym samym I odbijam się, jak od ściany, znów te same cztery ściany, wciąż te same, ale wiesz, tak tylko mówię To co teraz? Ech, cholera wie Każdy dzień, jak niedziela, nie że wolne, bardziej - źle Nie chce się zbierać i układać kolejnych tez od zera I ten dreszcz, gdy dociera do ciebie, że już tu byłeś Nie ma siły aby biec, wtem gdzieś w tle: “dzwoń do przyjaciela” I ten dreszcz, bo dociera: ty... cały czas tu ze mną byłeś Tak to zwrócił się do ziomka: nieraz mialem taki odpał, gdyby nie twój kopniak w dupę odpadłbym... dzięki za kontakt i kontrast, kontekst w jaki się udało wplątać nam Żaden konkret, a tym bardziej kontrakt, ale bądź tam po drugiej stronie łącza i wiedz, że masz mnie także, zawsze, słowo, linia ciągła - Tak, ten stały akcent, słodko-gorzki constans A przyjaźnie na poważnie, przeważnie na wódzie, jointach są oparte... he, zabawne, miało wyjść nam na złe - widać nieważne jak, a ważne, że naprawdę, kontakt jeszcze raz tej I migają mi obrazy, odbijają się na twarzy, na której idzie zauważyć niewyraźny uśmiech Chyba jestem już pijany i dalej w tany tam, i pieprzyć plany, jutro i pojutrze - wokół wciąż ci sami ludzie I migają mi obrazy, niczym krajobrazy, sunie film, a my wciąż w nim gramy Jak obijamy się o ściany, to te muszą legnąć w gruzie Teraz też niejedną burzę - ja i moi ludzie,
11.
Chciałbym wtedy, jak cię mijam, stanąć twarzą w twarz: cześć co robisz? Patrz co mam, głównie czas, ale nie wiem ile, ty odpowiesz - nic nie szkodzi! Chodź, pokażę tobie świat, wpierw przyjemny fragment drogi Nie ma spadających gwiazd, nie wiem co dokładnie, jak - prowadzi nas wiatr majowy... Lecz od teraz nic nie powiem - cały czas to robię i na co dzień, bla bla bla... cały czas o sobie, już nie mogę, cały czas: ja! Ej, nie umiesz czytać z gestów, spojrzeń - dobry ze mnie człowiek, choć jak trzeba być twardzielem, to nim jestem, ale nie chcę - akurat przy tobie Wiem za szybko ściągam zbroje i wiem, że dystans i właściwy moment i że masz też swoje plany i marzenia, które mogą rozbić się o moje I że jak tu stoję z tobą, przeszedł obok niejeden pewnie spoko koleś, wiem, że patrzył w twoją stronę i że mógłby być na moim miejscu, ale czy to jest moje [serio?] Jeden zgubny ruch nie do taktu i po tańcu... Zaraz znów któś przejdzie obok i obejrzy się za tobą, i zatańczy tu w lśniącej zbroi, kombinacją słów i gestów cię rozbroi Nie mam sił, by cię gonić i przechodzić siebie - chciałbym ciebie, tak jak stoisz. Mógłbym wtedy, nie wiem, objąć cię, zwierzyć się: hej, szukałem ciebie, będzie z dziesięć lat, szukałbym kolejnych dziesięć, Ma to wszystko we łbie… powinnaś wiedzieć W klubach, w internecie, im było ciaśniej, tym było lepiej, wodziłem wzrokiem - może gdzieś będziesz, albo schowałaś się w tamtej kobiecie A teraz mógłbym objąć cię, zwierzyć się: hej, szukałem ciebie To takie naiwne, dziecinne, wstydliwe, niepoważne i tak w to idę! Mógłbym teraz objąć cię, zwierzyć się: hej, szukałem ciebie, hej, szukałem ciebie, hej, hej, szukałem ciebie… Pieprzyć regulaminowe czekanie dwóch dni z esemesem, gonienie się po mieście, mierzenie się, igranie z moim i twoim stresem Jak się ucieszę się, że cię widzę, to się uśmiechnę, a nie że strategie i coś w ten deseń, że jak mam flow jest świetnie, się zawieszę… jestem obcym kolesiem Nie wiem, czy jeśli, mijając ciebie, powiem to tobie - przystanąć zechcesz, ale lubię tak myśleć, że można to zrobić po prostu szczerze i też, że to w co wierzę, ma sens i to jedna z tych niewielu rzeczy które są pewne W sumie dobrze by było wiedzieć jeszcze, gdzie ty właściwie jesteś Żeby teraz objąć cię, zwierzyć się, hej, szukałem ciebie, hej, szukałem ciebie, hej, hej szukałem ciebie… Żeby teraz objąć cię, zwierzyć się, hej, szukałem ciebie, hej, szukałem ciebie, hej, hej szukałem ciebie… Mógłbym objąć cię, zwierzyć się, hej, szukałem ciebie, lecz zbyt długo szukałem ciebie i się naszukałem ciebie… Mógłbym objąć cię, zwierzyć się, hej, szukałem ciebie, hej, szukałem ciebie, hej, hej szukałem ciebie…
12.
Ostatnio mam tu św. Marcin, albo lepiej, bo od czasu gdy poznaniacy nie żyją w mieście, a koczują w sklepie, tylko tramwaj już tam jedzie i tyle A u mnie sam już nie wiem ile ich, choć za każdym razem wiemy, że to wilczy bilet, to płyniemy z tym Póki jest rytm, póki jest rym, potem z powrotem do swoich żyć, lepiej to zbyć milczeniem - aż znowu pójdziemy pić A tak to znamy swoją cenę, bynajmniej nie kiść winogron no to kisimy się, kipimy złością, zamiast się objąć Nie wiem, tak jak już nic o świecie… Mam albo dwie lewe ręce, albo coś z deklem, albo mi się zwyczajnie nie chce Słyszałem, że stracić ciebie to jak zgubić dyszkę przy kresce Płakał nie będę, ale jeśli znajdę, to schylę się, może się przydać jeszcze Chciałbym zaoponować zrobić coś szlachetnego w proteście Ale przeciwko komu? Teraz to już tylko moje słowa i kwestie To ja jestem architektem tych niecnie snutych planów na noce bezecne Sam sobie czynię despekt… Mniejsza o to... A potem myślę o tym wszystkim, o niektórych dawnych, bliskich Gdzie się podział gość, który szukał prawdy, a nie wciąż wietrzył spiski Teraz, wow! Taki odważny, ambitny, pozjadał wszystkie umysły, a ty patrzysz na to, widok no tak jakby… przykry Ale skille rosną i styl odkąd pokłócił się ze światem, w akcji zawracanie kijem Wisły - istny kosmos! Pod prąd, trzeźwy osąd, własny pogląd, sam żeglarzem, sterem, ale gdzie jest kurwa statek? I dlaczego aż tak gorzko? Jakoś samo poszło, założył uzdę emocjom - odtąd trzyma mocno trzyma się mocno, podpisze się pod każdą zwrotką Sam przeciwko hordom - ale sobie wkręcił - te hordy to przeważnie chcą po prostu popcorn, raczej kanapowe kejtry Wszystko błache jednak, szybko pędzi, świat przejęty tak, że następny proszę. chyba nie ma co się dręczyć Możliwości są przepastne, ale sił, chęci i pieniędzy ma na flaszkę, świat się kręci... Mniejsza o to Za dziesięć lat będziemy się z tego śmiać - chciałbym w to uwierzyć Bardziej myślę o tym co na dniach i czy może właśnie przyszedł czas na kredyt Jestem kimś, kim chciałem być, ale jakoś teraz chcę być Kimś jeszcze innym, z tym, że nie wiem kim - dywersyfikacja przeżyć Muszą być akcje, musi dziać się, musi być przesyt Musisz mieć szansę - jasne, pod warunkiem, że jej nie przeleżysz Ale kiedyś opuścimy ten fotel, by upomnić się o ciepłą wodę w kranie, prąd z hot-spotem - Panie, uwijaj się pan, zaraz będzie meczyk Poczujemy wiatr w piersiach i sięgniemy tak wysoko, że mało kto tam dosięgał, jakoś nie było po co Wtedy chcąc złożyć hołd wartościom, zawołamy: gdzie jesteś sowo? Tylko czasem na pokaz wyściubniesz ogon, trzymamy z tobą od teraz [hop hop hop] na nowo, na prawdę, na zawsze, słowo! Znajomo to brzmi, jak to pierdalnie, okaże się, że marne prowo Dopóki będzie okej z prądem, nie usłyszymy świstu bomb nad glową, zajmiemy się sobą, spoko - mniejsza o to… Mniejsza o to
13.
Słyszałem historię, krąży taka po statkach, łajbach, w luźnych gadkach w knajpach o przypadkach żeglarza, co popłynął do diaska Cały czas tak gonił swój cień, że nic nie miał barkach Chciał odkryć coś i sam to nazwać, podnieść wrzask raz i znać cel Kiedy czas nastał, by wybrać szlak, miał chwycić za ster, lecz cały drżał, bał się - totalna porażka Dokąd płynąć? Jak odkryć miejsce, którego nie było? Przyjął fakt: ta nawigacja na nic - pasja, szczęście i co łaska Na myśl, że zawraca, chciał rzucać się bestii do gardła, zmieniał plany, głupiał, z każdą milą więcej się zamartwiał Jaki w tym sens? Żaden fun, żałosna farsa Kolejny dzień, kolejna warstwa wątpliwości A ten plan? Chłystek na świstku go bazgrał - Wybierz prawy fok, a lewy szot luz - na to wiatr dał Blaszka! Wkrótce pod stopami znów asfalt miał Coś przyniosła mu ta akcja, była ważna Wrócił na ląd, ale przynajmniej już wiedział to i tak chciał Wielka jest wola człowieka, co nie zawrócił i nie czekając na znaki z nieba, wyczytał je z nieba i dusi, ściera się, kusi los, kłóci się z wiatrem, wybiera prąd i tak wszystko do dupy, ale dalej gna w rejs samotnym jachtem w paszczę tego co kocha i co go zgubi Wielki jest żal tego co musi zawrócić, ale jeszcze większe szczęście bowiem najwyraźniej znalazł swoje miejsce na globie A ściganie się z wiatrem, przeważnie, to hobby samotnych ludzi, tych co zawsze chciały być za oknem smutnych duszy I siebie widziałem w odwrocie, moje szkliste spojrzenie mówiło: “ulżyj sobie, proszę”, chciałem dać wstecz - nie mogę znów uciec… Proste, prosto przed się, licząc się z każdą opcją, zaskoczę cię - Pozdro z mojego celu, bo właśnie tu jestem
14.
Szkieł na przejściu, masz zielone... światło - i tak się wkurwiasz, kiedy widzisz, że wiara stoi - zmarnowana sekunda Od południa pewnie urwał nam tak z pół dnia w sumie, drugie pół inna biurwa - nie rozumie, że nie siedzimy na murkach? Narasta furia w tłumie, wspólna jak stół... acz, mało spójna lekki gnój tu jest, każdy ciul pluje: “fuck you, masz mnie za durnia?” Wtóruje mu bulwar cały, że wszystko chujnia… kurwa, też umiem, ale na chuj mam sobie aż tak życie utrudniać? Spece od porad już cię wrzucili do wora - stój tak, jakbyś siedział w nim Na głupstwa dookoła - coraz większa pokora! Twoja rola - pan nikt Nadejdzie pora, otworzy się furtka, tymczasem bez ich uwagi spraw, abyś kiedyś sławił takie dni, jak dziś A może właśnie o są e nasze przysze stare dobre dni? Szkieł na przejściu, jaki szkieł znów? szkoda nerwów - to bez sensu, najwyraźniej lubi tak stać w miejscu, albo ugrzęzł tu, nie dziękuj mu i niech nie zbiera cięgów za to, i tak aż nadto w nas resentymentu Zostaw go z tą tzw. pracą, sam przed sobą masz maraton Jakie plany na przyszłość? Żaden kij w mrowisko, piona Pokonać siebie i pozostać sobą, i by coś zostało po nas Wgląd ponad oczywistość, to wszystko, co mam… resztę robię rękoma Mieliśmy iść tą ścieżką - to nam przyszło ją orać, z małą przerwą raz po raz Dobrze wiemy! Nikt nie może nam w tym pomóc, toteż... nikomu nic do tego - nie odbędzie się w tej sprawie żaden protest Chcemy robić swoje, potem wypić zdrowie i zatrzymać czas na chwilę i tak za dwadzieścia lat, puszczę ten track, się zatopię w dziś…
15.
Przestań, przestań, przestań gadać... przez chwilę Fajnie wykminiłeś, że wciąż pali ci się tyłek i się męczysz, gdy przed tobą mnożą się debile, ale hej, też nie jesteś z Yale... Z większym czillem idź, nie na zabój, zawał Wciąż układasz potężny stos pretensji i wymagań topiąc dobre chęci w złości - a co jeśli świat jest prosty? Zbadaj to, ale wpierw odpocznij Nawet producenci plastikowych skarpetek, ci co sprzedają je, wciskając kit: bawełna i największy leser, też, i szersze kręgi piekła, każdy bębniarz aka kwadratowa perka, i ten co wie najlepiej, że ludzie w niedzielę i w święta chcą słuchać na pełnej epie symfonii na kilka wiertar, i ten co gra na nerwach tak, że największy łak wymięka… wszyscy marsz do miejsca z ładnym widokiem na wszechświat Chodź popatrzyć, jak się ściemnia Ile wiatru zrobisz sam jeden, wiesz przecież - nie jeden jesteś Spróbuj posiedzieć chwilę pod drzewem, na glebie ot, po prostu Popatrz na fiestę na niebie, powyżej wieżowców W ogóle kiedy byłeś ostatnio w lesie? Może powtórz to! Pewnie nie wiesz, biegłeś wtedy, ale gdzieś zgubiłeś siebie Ty pieprzony stary zgredzie, co zrobiłeś temu chłopcu? Jakoś to będzie, zamień na będzie dobrze, a będzie… dobrze, jedziesz... najczarniejszy charakterze z krainy deszczowców Jeden chlast - zagłuszacz, drugi chlast - otrzeźwiacz, jeszcze raz po uszach, głęboki haust powietrza Głęboki haust... głęboki haust...
16.
Po prostu chciał, by było lepiej wszystkim ludziom, bo każdego czynił człowiekiem - swoim podejściem, spojrzeniem, gestem i tym co mówił, - Nie, to ja umyję twe stopy - jakby pomylił urząd i przepowiednie o tym co ma zrobić dla nich - ratować ich dupy od zguby A on? W najlepsze - deska do deski do kupy, ciągle budował dom dla ludzi, którzy mają z tym problem Zabawne naprawdę takim rzemiosłem się trudnił, codziennie, nim słońce nie zajdzie za horyzontem, aż nagle zaczął ich uczyć o nadejściu świata, w którym wszyscy byliby równi, każdego zapraszał - głównie, umówmy się, trudny element - Myślcie o innych, lecz pilnujcie wpierw siebie - mówił - Miłujmy się, szanujmy się i nawet kurwy taki był ludzki… On też był lewakiem Nie wyganiajcie ich stąd, tutaj każdy ma miejsce by sobie siąść i wziąć w ręce, chleb i wodę, niech pije i je ile zechce! Niech pije i je, i niech słucha, że każdy może więcej, i jest i dusza, i serce także w największym nierobie - żaden człowiek nie może czuć, że tym trzęsie, bo wszyscy tutaj równi, łącznie z wrogiem Ale każde dziecko wyjąkowe, każdy inny - ewidentnie padł na głowę! Był naiwny, dziś by skończył w wariatkowie Nadto wkręcił się w opowieść i zbyt zawierzył ziomkom Biorąc ich za równych sobie, coś napomknął, że podobni są do Boga, nie spodobał im się jednak Choć popełnił głównie słowa, trzeba było... lewaka zmasakrować

about

“Za długie, nie czytaj” to opowieść o realizacji siebie, traktująca o ambitnych planach i banale codzienności; opowiedziana z misją, ale też świadomością nieadekwatności. Filozofia łączy się tu z błazenadą, zrozumienie z hejtem, nowe ze starym; zarówno pod względem treści, jak i formy - album wymyka się przyporządkowaniu do sztywnych kategorii i znanych powszechnie standardów.

“ZDNC” jest zbiorem różnych, z pozoru trudnych do pogodzenia stylów i gatunków muzycznych, dla których spoiwem jest rozbudowana i zmuszająca do myślenia narracja Igoronco. ZDNC wykracza zresztą także poza stricte muzyczne przyporządkowanie, zahaczając o sfery dotychczas zarezerwowane dla literatury. Każdy z kawałków zamieszony na blisko godzinnym materiale jest historią sam w sobie, dodatkowo, pomimo swej eklektyczności układają się one w spójną całość

credits

released November 22, 2016

Teksty: Szymon Igoronco z wyjątkiem 16. On też był lewakiem (Phattcut remix) - Cruz i Szymon Igoronco
Muzyka: Loco Motive (1), Firetone (2, 13), 9s†yl.e (3), en2ak (4), Orski (5, 8, 9, 10), Phacutt (6, 16), Powernap (7), Flyver (11), Benncart (12), Lux Familiar (14)

license

tags

about

Igoronco Poznań, Poland

Publicysta, animator, raper, założyciel i były członek hip-hopowej formacji Ripakt. Od ponad dekady z majkiem, od dobrych kilku lat z długopisem i ze wzrokiem wlepionym w edytor tekstów. Sam muzyką się nie zajmuje, ot, wyłapuje owoce pracy producentów i przetwarza je w swój jam. Igoronco porusza się po różnych muzycznych płaszczyznach, z pękatym bagażem treści. ... more

contact / help

Contact Igoronco

Streaming and
Download help

Report this album or account