1. |
ZDNC.NTR
02:53
|
|||
Mam opowieść… sypię nimi, jak z rękawa,
istna magia, władam słowem, jakby to była zabawa
Ta opowieść dojrzewała we mnie lata całe,
nie ma bata, bym nie podał jej dalej
Mam opowieść… progres, harmonię, korbę, zatarg
i emocje, konkret beat i bass, siądźcie sobie
Raz herbata, dwa - kanapa. I uwaga! Ważny fakt:
kilka fraz nie do was jest, a dla (tak jak te)
Za długie, nie czytaj, daj sobie spokój,
nie słuchaj, nie wnikaj, nie chcesz kłopotów chyba,
na przykład bólu łba, ucha, języka
i największy przypał, to nie jest kraj dla filozofów
Zgrywasz typa, co to chwyta w mig, żądam dowodów
że ten shit, ci styka, nie leci dla propsów
zewsząd słychać, że unikat, jedna płyta, tyle wątków,
że aż siada psycha - przygotuj się i ziomków
Nawet nie pytaj... który rząd kosztów
I tak masz czasu, i jeszcze żebyś myślał chcą znów,
nie po to gra muzyka i nie po to szukasz jointów
byś miał siedzieć, kminić, rozsupływać kołtun
Nie zmuszaj się, nie tykaj, unikaj wręcz, odpuść
Nie wydziwiaj, dzisiaj także rap dla dużych chłopców
I prawdziwa elektronika, a nie stąd i stąd po troszku
Za długie, nie czytaj, lepiej zdusić to w zarodku
|
||||
2. |
Słowa
03:16
|
|||
Nie wiem, czy pamiętam jak i kiedy to się stało, jakoś tak, ot, tak,
zaczęły tworzyć całość [lekko], a teraz to mi czasem grają,
niech grają [raz, raz],
Gdzieś między meritum, a piano - czai się piękno, któremu udało się przemknąć
wbrew materii, co układa się w codzienność, zwykle,
...ale wystarczy, że coś mnie prztyknie, delikatnie nawet i mam pewność,
że nie wymknie mi się to, co nieopatrznie wpadło pod mą łapę,
Sadzę snadnie sążne susy w czasie i na mapie
i sam tworzę własne,
choć nie jestem kartografem, nie wiedziałem, że potrafię
Wzniecam ogień, potem gaszę go, potem gaśnie jeszcze raz
Jakim prawem?
Spyta ktoś - jakoś tak,
że tu moce sprawcze,
jak jeden mąż mają mój głos, a ten ma racje Można śmiać się, kląć,
lecz, kto myśleć jął, że proste są - ma najlepszą
i najgorszą wyobraźnię
Nikt nie zadął w róg, żaden gong nie zabił
Raz słyszałem “go!”,
przeczytawszy napis wyryty w mojej czaszce - znam ten font!
Odtąd za dom robi mi prom napędzany alfabetem - bon voyage! - z biletem w jedną…
Z tych jazd, które mogłem mieć wybrałem najlepiej
Ło ło ło...
Nagle przerwało ciszę…
tak, że z tej bezładnej masy wyłoniły się obrazy, barwy, potem nazwy, zjawy, fakty, i obawy i ambicje - są tu wszystkie, choć to tylko...
Ło ło ło...
Nagle przerwało ciszę…
i naprawdę było na początku
Rzuceni na jego pastwę, albo prosimy o łaskę,
albo pławimy się w tym dziedzictwie
Choć to tylko:
Ło ło ło...
SŁOWA, SŁOWA, SŁOWA
Ło ło ło...
….chociaż one nigdy się nie skończą
Zagrzmiał tętent tamburynu, może z jakimś innym bębnem w tle
Wzniósł w powietrze
wielkich czynów pamięć i energię - dzięki niej to wszystko jest...
W kłębie dymu,
z szumem trzcin na wietrze, razem z kurzem z pergaminów
i sercami w korze drzew, niezależnie gdzie i kim jestem - niesie mnie
ABCDEFGHI… weźcie to i wiedźcie -
każdy ruch, który zrobił mięsień mnicha, co przepisał coś, wibruje jeszcze,
i choć słuch już nas zawodzi i nie widać ich, to pewne:
są i krążą też nad nami - wiecznie niezapisane wiersze
By usłyszeć tę poezję, trzeba wejrzeć w głąb i głębiej - Yes, sir!
Są straszniejsze rzeczy od niewiedzy,
wiem…alem ciekaw: skąd - wściekle
Próbowałem przez te kwestie przejść, czołgałem się i biegłem,
robiąc durny błąd - jakbym dostał skrzydła, a wciąż bujał się na krześle
nikt nie zadął w róg, żaden gong nie zabił, sam obstawiłbym
że ktoś, gdzieś, kiedyś poczuł coś i to pchnął do monosylaby
Potem poszedł ciąg ich, jego ziom w końcu pojął, co to ma znaczyć
Tak właśnie zaczynają się światy…
Pewnie włącznie z tym tzw. naszym
|
||||
3. |
60000 lat soul
04:41
|
|||
Otwarte oko... w oko z przyrodą
Kilka przeciągnięć, przysiadów (tak zdrowo)
Dłoń z podłogą, a pod stopą - nieboskłon
Cześć! – Cześć! - kolejny dzień, wszystko na nowo
Ta wysokość, co słońce kończące swą kąpiel
Dopłynięcie i dotknięcie go przed końcem jej
Przez poszycie grząskie; wrzask i trzaski gałązek,
więc w głęboką toń - bęc, Jakże błogo, ech
No i po co ten pęd?
I tak z wodą, pogodą, obok raków na dnie,
cały dzień pogoń, a potem powrót na brzeg i bieg po lesie,
wtem nagle krzew i jego owoc… Głęboki wdech
A pachnie, że chce się go jeść - A czemu nie?
Dalej pnączem w koronę drzew, a ciarki na grzbiet
Dziwny zwierz tam na łące
Słońce przedziera się
przez dach z konarów, na te nogi długie jak końskie,
włosy zwiewne jak trzmiel, delikatne jak mlecz
Dosyć by zacząć biec - aż gotuje się krew
Dorwę je, choćbym zdechł… erkh, erkh, eekh
Jeszcze chwila i jest, mam cię dla siebie - Leż!
Wtedy spojrzał na nią bezbronną jak lew na jagniątko,
I zdjął z niej zdźbło po zdźble ręką przeraźliwie trzęsącą się,
I pierwszy raz pomyślał, że jest, że on i ona są
- To jak - chcesz? - Niby szept, zaczął ten sen Słońce rozlało się
A potem odkryli pojęcie przyczynowości
Gdyby tylko mieli wgląd w przyszłość i mogliby przewidzieć do czego doszli…
Czy zgodziliby się na to wszystko, jako efekt uboczny ich miłości?
Ten przypadek, dał początek nawet ciekawej historii
Od dziesiątek tysięcy lat targa nami chemia,
a biologia to ma za nic nasze pożal się marzenia
Wiemy już, że mamy świat, ups, no tak, to tylko Ziemia. Nie pozwala nam oddalić się od niej pieprzona fizyka
Na to my - Ale jak i nadajemy wciąż znaczenia, wszystkiemu co się rusza i
rzeczą, których bez nas nie ma
Wymyślamy sobie świat, rozproszone wrażenia układamy w poemat - wszędzie jest metafizyka
W tej kałuży nie działo się zgoła nic nadzwyczajnego,
aż jeden z chromosomów ni stąd ni zowąd skręcił w lewo
Miliardy lat później,
w jednej z milionów głów, gdzieś wśród neuronów zwykły burdel zaczął zbiorową iluzję ego
Zbudowaliśmy to wszystko i brawo, serio
Nawet jeśli koślawo wyszło, a prawo służy głównie koteriom,
jest powód by z wypiętą piersią wbić czasem na densflor
jak wtedy, gdy Platon miał tę jazdę z duszą, ciężką
Potem kręciliśmy głową, a nuż coś z niej wypadnie,
drapiąc się w korę przedczołową
- od niewłaściwej strony, jak zawsze
a te baśnie o logos,
gdy znamy synapsę, magistralę aksonów,
zabawne u kogoś kto ma aspiracje, by go brać na poważnie
Wtedy spojrzał na nich, jak trzymają swą gardę,
z atomów z kwantem, bozonów z kwarkiem
- głębiej i bardziej -
a także miarkę za małą, jak zapisują chaos binarnie
i jak w łeb dostają... to to jednak niematerialne?
|
||||
4. |
4F
03:06
|
|||
Na stres są trzy ef, ponoć: fight, flight, freeze
ale żadne z nich
- nie pomaga nic,
Będziesz gnił
czy ruszysz tył -
trzymaj szyk, czuj lęk przed jutrem złym
Patrz, jak szczerzy kły,
nie omieszka przyjść,
może wyjdę mu na przeciw, tylko nie wiem z czym
Nie chcę gonić go,
raczej uciec stąd
i tak już leci któryś rok,
jak film (a w nim)
Stały motyw,
są kłopoty, zgrzyt…
Typ ma wąty o poglądy
- robi dym
i głupoty, i wie o tym, gdy
ten syf kończy się,
jak opada pył
Jest też czwarte ef...
Świat by marnie szczezł, gdyby nie tam gdzieś, ktoś kto robi: yeah!
I ten styl! Przyjmę każdy dryl, z tym, że grajmy w to z pieprzonym funkiem w tle
Ooo oo oo o! Idzie w sukurs twoim krokom,
jak pies - stres - na to funk jest antidotum
Jest jak jest, jak nie to tej, weź to poczuj!
Pewnie gdzieś w środku, wiesz, że jest sposób,
aby zdusić gniew
i rzec: Ej, spoko
Od kiedy wiem to,
lekko lżej żyć lekko,
Jakoś zyskałem pewność, w poddawaniu się momentom
Także dzięki dźwiękom, które są tu ze mną,
bardziej w mojej głowie, niż na zewnątrz
idąc ścieżką, która się układa z nich,
tylko ruszę ręką
i lambada [łiii],
Nie wypada mi,
nadal mam kwaśny ryj,
a w środku... pełen czill…
Pod ten beat
wszystko jawi się inaczej,
jak tym kotom, które muszą wejść do szafy
Mogę zbierać baty, ale czyż nie jestem graczem?
wbrew pozorom, co mówiły: idź do chaty
Nie znaczy, że same ochy, achy…
przynajmniej jest ciekawie, a to postęp
Nawet jeśli wcale
to nie takie proste,
słuchasz, co ci w duchu gra
i dajesz głośniej
|
||||
5. |
Flow
03:13
|
|||
Ruszasz ustami, ale nie rozróżniam słów
Możesz wysłać to mi mailem, albo prześlij link jak mus
Tyle zdań spada lawinami i oplata nas jak bluszcz,
ale nic nie niosą z sobą, ale nic nie mogą, cóż…
Ruszasz ustami, jakby nie teraz i tu
Możesz wysłać to mi mailem, lecz na zapas czuję ból,
przekopania się przez spam, w tym przepastnym morzu bzdur,
które nic nie niosą z sobą, które nic nie mogą, znów...
Widzę, ruszasz ustami, ale nie wiem dlaczego i po co
Wszystko przeczytałem w necie, albo usłyszałem w świecie i mam potąd
I już wiem, że ten słowotok ma pointę,
jak z tych historii, które przytrafiały się łotewskim chłopom
Jakbym spotkał cię w podróży, to opuściłbym ten pociąg z krzykiem,
z pominięciem stacji, chociaż chętniej ciebie wysłałbym tą drogą - przykre...
Nie wiem kogo zwykle atakujesz, bo nie nazwałbym rozmową tego, ale ze mną ci nie wyjdzie
Padło wiele słów, ale co ty myślisz i czujesz?
Na mój gust to nic, tylko coś tam gdzieś tam, chuj wie
Ciągniesz za spust, aż wyplujesz jedną formułę, za drugą - tu jest
pies pogrzebany, jak to mówią - może urwie
No cóż, trudno, nie wszyscy czytali Habermasa,
nie wszyscy muszą, ważne by chcieli naprawdę porozmawiać
A jak dla mnie to oznacza trochę więcej niż wymianę informacji
i jako własnych podawanie poglądów portali i stacji
Ej naprawdę nie chcę słuchać o tym, co robiłeś dzisiaj
To ta lista? Weź ją wyrzuć, powiedz lepiej coś pomyślał
Czy naprawdę wierzysz w to, co ci mówi telewizja?
Kilka słów w logicznym ciągu, to już prawda obiektywna?
Ej naprawdę nie chcę słuchać o tym, co robiłaś dzisiaj
To ta lista? Weź ją wyrzuć, powiedz lepiej jaka wiksa
Czy naprawdę wierzysz w to, czy ci myśl na ślinę przyszła?
I czy czujesz teraz flow, bo jak nie to szukajmy go #freestyle
Musi być flow, a rozmowa to ma płynąć jak rzeka
Nie chcę cię zatrzymywać, masz czas to siądź, chcesz coś powiedzieć, nie zwlekaj,
ale musi być flow, musi się spiąć z tą chwilą, niejako wsiąknąć w nią
Musi być flow, a rozmowa to ma płynąć jak rzeka
Nie chcę cię zatrzymywać, masz czas to siądź, chcesz coś powiedzieć, nie zwlekaj,
ale musi być flow, musimy skądś to wziąć - proponuję otworzyć głowy i serca
|
||||
6. |
Jestę hejterę
03:05
|
|||
Mój dzień to głównie kłótnie, w domu, później na glugrze z kumplem
A w portalach, na forum, wszystkie moje biorę hurtem
Się podpalam, opór, jak półgłówek, kurde,
przecież tylko martwe ryby płyną z nurtem, ludzie
Gdzie wasz gust się podział? Oraz słuch, styl, tudzież
szyk zdania, grama? Żaden dramat, zwykły burdel
Od rana moja ściana upaćkana jest tym gównem
zabrałbym im klawiatury, wręczył kartkę i ołówek
Kocham ten świat, ale ludzi niekoniecznie,
choć kilku owszem, im też stawiam wysoko poprzeczkę.
piszę to samo, co szepczę i wrzeszczę
Podpisano Igoronco, raper, bloger, hejter
Wiem, ten miecz ma ostrze obosieczne,
i zrani mnie, kiedy tylko stanę na podeście
Lecz gdy głupota narusza twoją przestrzeń
a nie bronisz jej, to też idiota jesteś
Jestę hejterę... to tak niewiele mówi,
Niż o teren bardziej, walczę o lepszy świat
Jestę hejterę... pewnie się wkurzysz,
jednak musisz poznać prawdę - cóż... robisz to do dupy!
Jestę hejterę... niechęć budzi
to co robię, bo jest szczere, jak to rap, ha ha
Jestę hejterę… albo nie wiem, jestem głupi,
bo wierzę, że coś zmienię i mam ten gruby plan!
Kiedy zniknął autorytet, wszystko stało się publiczne,
myślę, krzyczeć, czy siedzieć cicho, a chaos kwitnie
Wszystkie pizdy, nic nie grając, chcą pierwsze skrzypce
Leję z tego na matryce, tak, że u was spadną liście
Zwykle wybieram opcję: “gdzie moja spluwa?”,
zamiast “spływa to po mnie, jak deszcz po oknie”
Wy odwrotnie i macie ubaw jak sam tworzę problem,
posty ze słonkiem są stopniem do szczęścia, ale wątpię
I tak jedzie kitem ciągle, wąchają sobie kitę ziomble
Nikt nie piśnie i nie kiwnie długopisem, ni klawiszem - skądże
No to cisnę wątek i przywykłem, że mi ciśniesz
Hej... chętnie skończę, ale...
znów słyszę bełkot i że chcesz to przepchnąć
jako prawdę objawioną, chuj, że zna ją każde dziecko
Nie mogę pojąć, że przychodzi ci tak lekko
machanie tą szabelką, weź nie pierdol!
jestę hejterę <skrecz> to tak niewiele mówi,
niż o teren bardziej, walczę o lepszy świat
jestę hejterę <skrecz> pewnie się wkurzysz
jednak musisz poznać prawdę - cóż... robisz to do dupy!
jestę hejterę <skrecz> niechęć budzi,
to co robię, bo jest szczere, jak prawdziwy rap
jestę hejterę <skrecz> albo jestem głupi
bo wierzę, że coś zmienię i mam ten gruby plan!
czasem się zastanawiam - gdzie jest granica,
do której pozwolę sobie świat naprawiać?
i kogo o to spytać? tak trudno się zatrzymać,
a tak wielu rzeczy robić zwyczajnie nie wypada!
oto chcąc świat zbawić, począłem go zabawiać
i zrażać do siebie członków stada...
moja sprawa, mówię - twoja sprawa, się nie kłócisz
pewnie można mnie wybudzić z tego, ale czy wypada
|
||||
7. |
Bulimia społeczna
03:57
|
|||
Jednak skurwielem jestem i ci intelekt zdępczę
Szpady, szpile, kleszcze - co jeszcze?
I mnie się nie chcę drzeć i nieść agresję
I wiesz, że w sumie to masz szczęście,
zęby myłem, nic już nie zjem,
a bym zrobił rzeźnię z tej zabawy,
- bez przesady, to przestaje być śmieszne
Być tak blisko od prawdy, a tak oddalić się od świata
Przypadek nagły, ciekawy, pokażny bagaż
Nie radzę sprawdzać na własnych gnatach,
ale jakby co mam majka, lapka, zapał,
[“juhu! ...świetnie”] - i poczęli chrapać, budzą ich brawa
- Dziękuję, tym chętniej poświęcę kolejne lata,
obiecuję zbierać budulec pod nowy projekt aka klapa
- O duszy naiwna, dokąd tak biegniesz, nie umiesz latać?
Wreszcie - nie wiesz, że ta dziwka gustuje w socjopatach?
Jak ktoś wiecznie ględzi, wszędzie chodzi i chce więcej miasta w mieście -
działa aspołecznie, czy społecznie - tyle, że źle? I co robić…
by się z nim, jak wcześniej - oby mniej złowrogim - dało pobyć trochę?
- Cóż, najadł się złej treści, to rzyga, nic tu po psychologii
Gnój w emocjach, koneksjach - znów wypluł cię wszechświat
Tłum chce cię rozdeptać - już marzy ci się ucieczka
To bulimia społeczna, czas na zmianę podejścia:
wraca do ciebie zła energia przetrwaj atak, jakoś przetraw
Gnój w emocjach, koneksjach - znów wypluł cię wszechświat
Tłum chce cię rozdeptać - już marzy ci się ucieczka
To bulimia społeczna, czas na zmianę podejścia:
wraca do ciebie zła energia, spróbuj nie puścić puścić bełta
Pierdolone flirty, smsy, śmiechy chichy i bon-moty
Jeden popis, cztery wtopy, posyp, popij, “pobij to”
Bój na propsy, posty, hocki klocki, śmieszne pozki
Sposobności by sobie pokpić i nagrabić u większości mało to?
Mało co mnie rusza, ale kupa treści, którą wypluwam zmusza
bym usiadł i kminił susa stąd, nim świat wyniucha: gdzie moja dupa, yo
Właśnie: gdzie jest moja dupa? Tyle było już ich tutaj,
wszystkie obrzygałem - mają inne dupy na swych butach
Mało to eleganckie, w tym sęk, taki kawałek,
brzęk tłuczonego szkła się nada… - Dzięks!
A teraz puszczam pawia
Ale dałem, szczęście całe to tylko sztuka,
Świetnie, że jest w sensie sztuka i cała sztuka
A ty to chyba słuchasz tego za karę
|
||||
8. |
On też był lewakiem
02:38
|
|||
Po prostu chciał, by było lepiej wszystkim ludziom, bo każdego czynił człowiekiem -
swoim podejściem, spojrzeniem, gestem i tym co mówił,
- Nie, to ja umyję twe stopy - jakby pomylił urząd i przepowiednie
o tym co ma zrobić dla nich - ratować ich dupy od zguby
A on? W najlepsze - deska do deski do kupy, ciągle
budował dom dla ludzi, którzy mają z tym problem
Zabawne naprawdę takim rzemiosłem się trudnił,
codziennie, nim słońce nie zajdzie za horyzontem, aż nagle zaczął ich uczyć
o nadejściu świata, w którym wszyscy byliby równi, każdego zapraszał
- głównie, umówmy się, trudny element
- Myślcie o innych, lecz pilnujcie wpierw siebie - mówił
- Miłujmy się, szanujmy się i nawet kurwy taki był ludzki…
On też był lewakiem
Nie wyganiajcie ich stąd, tutaj każdy ma miejsce
by sobie siąść i wziąć w ręce, chleb i wodę,
niech pije i je ile zechce! Niech pije i je, i niech słucha,
że każdy może więcej, i jest i dusza, i serce
także w największym nierobie - żaden człowiek nie może
czuć, że tym trzęsie, bo wszyscy tutaj równi, łącznie z wrogiem
Ale każde dziecko wyjąkowe, każdy inny -
ewidentnie padł na głowę! Był naiwny, dziś by skończył w wariatkowie
Nadto wkręcił się w opowieść i zbyt zawierzył ziomkom
Biorąc ich za równych sobie, coś napomknął,
że podobni są do Boga, nie spodobał im się jednak
Choć popełnił głównie słowa, trzeba było... lewaka zmasakrować
|
||||
9. |
Roleta
03:15
|
|||
Wisi od trzech sekund i już wiem, że się nie nada
Zasunąłem ją, jak złą, świat dalej się obraca
O siąsiadach, nie chcąc wcale, wiem kto wraca późno, kto nie wraca
i co spłaca, o wahaczach w starym punto - i mam kaca
Zaczyna chodzić mi pikawa
Chcę napisać powieść... Powiem tak - niełatwa sprawa
Mam opowieść, ba, sypię nimi jak z rękawa,
gdy dybie na mnie świat, od którego się odgradzam
Dokąd uciec? Każdy głupek, idzie w bazar
Pizgam szpagat w ciemnej dupie - jak ktoś pyta - nieciekawa
Sprzedam czas, albo twarz, albo co tam się nadarza,
napatoczy, zawsze za garść [groszy], co do joty
Siedzę... już wkurwiają mnie te głosy
Ściany muszą być z ligniny, strach tu palić papierosy
Po co wstawać, dokąd wracać, z kim spleść losy
Nie mam siły odpowiadać - szkoda sliny, dosyć
Gdzie ta: praca, zabawa, trawa, baba i sztuka
Plan upada, jak bank, gdy rozważam wejść w układ
Na prawach, co globem obracać mają, tak mówią
Jak tylko dowiem się po co - w ciemno zakładam, że późno
Jest tyle dróg, którymi mogę pójść, ale coś tam się nie zgadza
Pół na pół, niby chcę, ale nie... nie moja sprawa
Ja w biznesie - sam bałagan - mało co mi odpowiada
Mało kto mi odpowiada, jak już składam broń i cv
Skille: głównie gadam; hobby: o,
lekcje nauki na swych błędach, konsekwencja - lubię to!
- A jak widzę się za rok? Ee… piszę książkę,
choć już blog mnie przerasta, pewnie szybko jej nie skończę
Może dajcie szybkie łączę, przeglądarkę, święty spokój,
coś na koncie, pusty arkusz i pieprzony powód,
bym mógł pisać dla was bajkę i windować wskaźnik włączeń,
markę, kurwa parkiet, ale najpierw - zwalcie se!
Nie chcę nikomu wchodzić w drogę, ani niczyje buty
- póki mogę... jutro ostatni hajs wydam szlugi
Jeśli ktoś zadzwoni do mnie, będzie chciał się umówić
Może pójdę? Ale raczej żadne słońce mnie nie obudzi
|
||||
10. |
Kontakt
03:05
|
|||
To już to, to o to tyle krzyku? Stres z zajęciem miejsca
w społeczeństwie, z każdym kleksem do zeszytu większa presja,
pretensje za oceny, trening ciała i umysłu
i zwalczanie tremy na boisku, każdy plan i zamiar
- bym mógł dzisiaj patrzeć, jak się chowa za widnokrąg, to
czego pragnę mocno tak, że aż nie ma szans - zamknięty okrąg
Raptem otwórzył okno - chciał ryknąć, ledwo szlochnął
po cichu… - Nie może być, nie może być bez kitu
tak to jest jak się nie widzi sufitu i chce się lecieć,
i jeszcze żeby był przytup - takie plany miałem... śmiechłem
Liżąc rany, lepię z tego co zostało… Tu wyklepie się, tu nalepkę da się
i znów w trasę, jak uda się pchnąć ten złom... jakoś jadę wciąż
Widoki się zmieniają, u mnie znów to samo
Czas ucieka jak ten balon z helem z rąk
Nie wiem dokąd, ale czuję, że mam sprawę
Ciągle słyszę coś, coś, jakby mnie wołano skądś
I migają mi obrazy, odbijają się na twarzy,
jak pieprzone wizualki wciąż w tym samym klubie
Nawet chodzę jak pijany, może coś się dziś wydarzy,
ale wątpię, wręcz nie sądzę, przecież wiesz, tak tylko mówię
I migają mi obrazy, niczym krajobrazy,
sunie świat, a ja wciąż w tym samym
I odbijam się, jak od ściany, znów te same cztery ściany,
wciąż te same, ale wiesz, tak tylko mówię
To co teraz? Ech, cholera wie
Każdy dzień, jak niedziela, nie że wolne, bardziej - źle
Nie chce się zbierać i układać kolejnych tez od zera
I ten dreszcz, gdy dociera do ciebie, że już tu byłeś
Nie ma siły aby biec, wtem gdzieś w tle: “dzwoń do przyjaciela”
I ten dreszcz, bo dociera: ty... cały czas tu ze mną byłeś
Tak to zwrócił się do ziomka: nieraz mialem taki odpał,
gdyby nie twój kopniak w dupę odpadłbym... dzięki za kontakt
i kontrast, kontekst w jaki się udało wplątać nam
Żaden konkret, a tym bardziej kontrakt,
ale bądź tam po drugiej stronie łącza
i wiedz, że masz mnie także, zawsze, słowo, linia ciągła - Tak, ten
stały akcent, słodko-gorzki constans
A przyjaźnie na poważnie, przeważnie na wódzie, jointach są oparte...
he, zabawne, miało wyjść nam na złe - widać nieważne jak,
a ważne, że naprawdę, kontakt jeszcze raz tej
I migają mi obrazy, odbijają się na twarzy,
na której idzie zauważyć niewyraźny uśmiech
Chyba jestem już pijany i dalej w tany tam, i pieprzyć plany,
jutro i pojutrze - wokół wciąż ci sami ludzie
I migają mi obrazy, niczym krajobrazy,
sunie film, a my wciąż w nim gramy
Jak obijamy się o ściany, to te muszą legnąć w gruzie
Teraz też niejedną burzę - ja i moi ludzie,
|
||||
11. |
Szukałem ciebie
04:09
|
|||
Chciałbym wtedy, jak cię mijam, stanąć twarzą w twarz: cześć co robisz?
Patrz co mam, głównie czas, ale nie wiem ile, ty odpowiesz - nic nie szkodzi!
Chodź, pokażę tobie świat, wpierw przyjemny fragment drogi
Nie ma spadających gwiazd, nie wiem co dokładnie, jak - prowadzi nas wiatr majowy...
Lecz od teraz nic nie powiem - cały czas to robię i na co dzień, bla bla bla...
cały czas o sobie, już nie mogę, cały czas: ja!
Ej, nie umiesz czytać z gestów, spojrzeń - dobry ze mnie człowiek,
choć jak trzeba być twardzielem, to nim jestem, ale nie chcę - akurat przy tobie
Wiem za szybko ściągam zbroje i wiem, że dystans i właściwy moment
i że masz też swoje plany i marzenia, które mogą rozbić się o moje
I że jak tu stoję z tobą, przeszedł obok niejeden pewnie spoko koleś,
wiem, że patrzył w twoją stronę i że mógłby być na moim miejscu,
ale czy to jest moje [serio?]
Jeden zgubny ruch nie do taktu i po tańcu...
Zaraz znów któś przejdzie obok i obejrzy się za tobą, i zatańczy tu
w lśniącej zbroi, kombinacją słów i gestów cię rozbroi
Nie mam sił, by cię gonić i przechodzić siebie - chciałbym ciebie, tak jak stoisz.
Mógłbym wtedy, nie wiem, objąć cię, zwierzyć się: hej, szukałem ciebie,
będzie z dziesięć lat, szukałbym kolejnych dziesięć,
Ma to wszystko we łbie… powinnaś wiedzieć
W klubach, w internecie, im było ciaśniej, tym było lepiej,
wodziłem wzrokiem - może gdzieś będziesz, albo schowałaś się w tamtej kobiecie
A teraz mógłbym objąć cię, zwierzyć się: hej, szukałem ciebie
To takie naiwne, dziecinne, wstydliwe, niepoważne i tak w to idę!
Mógłbym teraz objąć cię, zwierzyć się: hej, szukałem ciebie,
hej, szukałem ciebie, hej, hej, szukałem ciebie…
Pieprzyć regulaminowe czekanie dwóch dni z esemesem,
gonienie się po mieście, mierzenie się, igranie z moim i twoim stresem
Jak się ucieszę się, że cię widzę, to się uśmiechnę, a nie że strategie i coś w ten deseń,
że jak mam flow jest świetnie, się zawieszę… jestem obcym kolesiem
Nie wiem, czy jeśli, mijając ciebie, powiem to tobie - przystanąć zechcesz,
ale lubię tak myśleć, że można to zrobić po prostu szczerze i też, że
to w co wierzę, ma sens i to jedna z tych niewielu rzeczy które są pewne
W sumie dobrze by było wiedzieć jeszcze, gdzie ty właściwie jesteś
Żeby teraz objąć cię, zwierzyć się, hej, szukałem ciebie,
hej, szukałem ciebie, hej, hej szukałem ciebie…
Żeby teraz objąć cię, zwierzyć się, hej, szukałem ciebie,
hej, szukałem ciebie, hej, hej szukałem ciebie…
Mógłbym objąć cię, zwierzyć się, hej, szukałem ciebie,
lecz zbyt długo szukałem ciebie i się naszukałem ciebie…
Mógłbym objąć cię, zwierzyć się, hej, szukałem ciebie,
hej, szukałem ciebie, hej, hej szukałem ciebie…
|
||||
12. |
Mniejsza o to
03:30
|
|||
Ostatnio mam tu św. Marcin, albo lepiej,
bo od czasu gdy poznaniacy nie żyją w mieście,
a koczują w sklepie, tylko tramwaj już tam jedzie i tyle
A u mnie sam już nie wiem ile ich, choć za każdym razem
wiemy, że to wilczy bilet, to płyniemy z tym
Póki jest rytm, póki jest rym, potem z powrotem do swoich żyć,
lepiej to zbyć milczeniem - aż znowu pójdziemy pić
A tak to znamy swoją cenę, bynajmniej nie kiść winogron
no to kisimy się, kipimy złością, zamiast się objąć
Nie wiem, tak jak już nic o świecie… Mam albo dwie lewe ręce,
albo coś z deklem, albo mi się zwyczajnie nie chce
Słyszałem, że stracić ciebie to jak zgubić dyszkę przy kresce
Płakał nie będę, ale jeśli znajdę, to schylę się, może się przydać jeszcze
Chciałbym zaoponować zrobić coś szlachetnego w proteście
Ale przeciwko komu? Teraz to już tylko moje słowa i kwestie
To ja jestem architektem tych niecnie snutych planów na noce bezecne
Sam sobie czynię despekt… Mniejsza o to...
A potem myślę o tym wszystkim, o niektórych dawnych, bliskich
Gdzie się podział gość, który szukał prawdy, a nie wciąż wietrzył spiski
Teraz, wow! Taki odważny, ambitny, pozjadał wszystkie umysły,
a ty patrzysz na to, widok no tak jakby… przykry
Ale skille rosną i styl odkąd pokłócił się ze światem,
w akcji zawracanie kijem Wisły - istny kosmos! Pod prąd,
trzeźwy osąd, własny pogląd, sam żeglarzem, sterem,
ale gdzie jest kurwa statek? I dlaczego aż tak gorzko?
Jakoś samo poszło, założył uzdę emocjom - odtąd trzyma mocno
trzyma się mocno, podpisze się pod każdą zwrotką
Sam przeciwko hordom - ale sobie wkręcił -
te hordy to przeważnie chcą po prostu popcorn, raczej kanapowe kejtry
Wszystko błache jednak, szybko pędzi,
świat przejęty tak, że następny proszę. chyba nie ma co się dręczyć
Możliwości są przepastne, ale sił, chęci i pieniędzy ma na flaszkę,
świat się kręci... Mniejsza o to
Za dziesięć lat będziemy się z tego śmiać - chciałbym w to uwierzyć
Bardziej myślę o tym co na dniach i czy może właśnie przyszedł czas na kredyt
Jestem kimś, kim chciałem być, ale jakoś teraz chcę być
Kimś jeszcze innym, z tym, że nie wiem kim - dywersyfikacja przeżyć
Muszą być akcje, musi dziać się, musi być przesyt
Musisz mieć szansę - jasne, pod warunkiem, że jej nie przeleżysz
Ale kiedyś opuścimy ten fotel, by upomnić się o ciepłą wodę w kranie,
prąd z hot-spotem - Panie, uwijaj się pan, zaraz będzie meczyk
Poczujemy wiatr w piersiach i sięgniemy tak wysoko,
że mało kto tam dosięgał, jakoś nie było po co
Wtedy chcąc złożyć hołd wartościom, zawołamy: gdzie jesteś sowo?
Tylko czasem na pokaz wyściubniesz ogon, trzymamy z tobą od teraz
[hop hop hop] na nowo, na prawdę, na zawsze, słowo!
Znajomo to brzmi, jak to pierdalnie, okaże się, że marne prowo
Dopóki będzie okej z prądem, nie usłyszymy świstu bomb nad glową,
zajmiemy się sobą, spoko - mniejsza o to… Mniejsza o to
|
||||
13. |
#HiszpańskieDziewczyny
03:06
|
|||
Słyszałem historię, krąży taka po statkach, łajbach, w luźnych gadkach
w knajpach o przypadkach żeglarza, co popłynął do diaska
Cały czas tak gonił swój cień, że nic nie miał barkach
Chciał odkryć coś i sam to nazwać, podnieść wrzask raz i znać cel
Kiedy czas nastał, by wybrać szlak, miał chwycić za ster,
lecz cały drżał, bał się - totalna porażka
Dokąd płynąć? Jak odkryć miejsce, którego nie było?
Przyjął fakt: ta nawigacja na nic - pasja, szczęście i co łaska
Na myśl, że zawraca, chciał rzucać się bestii do gardła,
zmieniał plany, głupiał, z każdą milą więcej się zamartwiał
Jaki w tym sens? Żaden fun, żałosna farsa
Kolejny dzień, kolejna warstwa wątpliwości
A ten plan? Chłystek na świstku go bazgrał
- Wybierz prawy fok, a lewy szot luz - na to wiatr dał
Blaszka! Wkrótce pod stopami znów asfalt miał
Coś przyniosła mu ta akcja, była ważna
Wrócił na ląd, ale przynajmniej już wiedział to i tak chciał
Wielka jest wola człowieka, co nie zawrócił i nie czekając na znaki z nieba,
wyczytał je z nieba i dusi, ściera się, kusi los, kłóci się z wiatrem,
wybiera prąd i tak wszystko do dupy, ale dalej gna w rejs samotnym jachtem
w paszczę tego co kocha i co go zgubi
Wielki jest żal tego co musi zawrócić, ale jeszcze większe szczęście
bowiem najwyraźniej znalazł swoje miejsce na globie
A ściganie się z wiatrem, przeważnie, to hobby samotnych ludzi,
tych co zawsze chciały być za oknem smutnych duszy
I siebie widziałem w odwrocie, moje szkliste spojrzenie mówiło:
“ulżyj sobie, proszę”, chciałem dać wstecz - nie mogę
znów uciec… Proste, prosto przed się, licząc się z każdą opcją,
zaskoczę cię - Pozdro z mojego celu, bo właśnie tu jestem
|
||||
14. |
Przyszłe stare dobre
03:32
|
|||
Szkieł na przejściu, masz zielone... światło - i tak się wkurwiasz,
kiedy widzisz, że wiara stoi - zmarnowana sekunda
Od południa pewnie urwał nam tak z pół dnia w sumie,
drugie pół inna biurwa - nie rozumie, że nie siedzimy na murkach?
Narasta furia w tłumie, wspólna jak stół... acz, mało spójna
lekki gnój tu jest, każdy ciul pluje: “fuck you, masz mnie za durnia?”
Wtóruje mu bulwar cały, że wszystko chujnia… kurwa,
też umiem, ale na chuj mam sobie aż tak życie utrudniać?
Spece od porad już cię wrzucili do wora - stój tak, jakbyś siedział w nim
Na głupstwa dookoła - coraz większa pokora! Twoja rola - pan nikt
Nadejdzie pora, otworzy się furtka, tymczasem bez ich
uwagi spraw, abyś kiedyś sławił takie dni, jak dziś
A może właśnie o są e nasze przysze stare dobre dni?
Szkieł na przejściu, jaki szkieł znów? szkoda nerwów - to bez sensu,
najwyraźniej lubi tak stać w miejscu, albo ugrzęzł tu, nie dziękuj mu
i niech nie zbiera cięgów za to, i tak aż nadto w nas resentymentu
Zostaw go z tą tzw. pracą, sam przed sobą masz maraton
Jakie plany na przyszłość? Żaden kij w mrowisko, piona
Pokonać siebie i pozostać sobą, i by coś zostało po nas
Wgląd ponad oczywistość, to wszystko, co mam… resztę robię rękoma
Mieliśmy iść tą ścieżką - to nam przyszło ją orać, z małą przerwą raz po raz
Dobrze wiemy! Nikt nie może nam w tym pomóc, toteż...
nikomu nic do tego - nie odbędzie się w tej sprawie żaden protest
Chcemy robić swoje, potem wypić zdrowie i zatrzymać czas na chwilę
i tak za dwadzieścia lat, puszczę ten track, się zatopię w dziś…
|
||||
15. |
Głęboki haust
04:36
|
|||
Przestań, przestań, przestań gadać... przez chwilę
Fajnie wykminiłeś, że wciąż pali ci się tyłek i się męczysz,
gdy przed tobą mnożą się debile, ale hej,
też nie jesteś z Yale...
Z większym czillem idź, nie na zabój, zawał
Wciąż układasz potężny stos pretensji i wymagań
topiąc dobre chęci w złości - a co jeśli świat jest prosty?
Zbadaj to, ale wpierw odpocznij
Nawet producenci plastikowych skarpetek,
ci co sprzedają je, wciskając kit: bawełna
i największy leser, też, i szersze kręgi piekła,
każdy bębniarz aka kwadratowa perka,
i ten co wie najlepiej, że ludzie w niedzielę i w święta
chcą słuchać na pełnej epie symfonii na kilka wiertar,
i ten co gra na nerwach tak, że największy łak wymięka…
wszyscy marsz do miejsca z ładnym widokiem na wszechświat
Chodź popatrzyć, jak się ściemnia
Ile wiatru zrobisz sam jeden, wiesz przecież - nie jeden jesteś
Spróbuj posiedzieć chwilę pod drzewem, na glebie ot, po prostu
Popatrz na fiestę na niebie, powyżej wieżowców
W ogóle kiedy byłeś ostatnio w lesie? Może powtórz to!
Pewnie nie wiesz, biegłeś wtedy, ale gdzieś zgubiłeś siebie
Ty pieprzony stary zgredzie, co zrobiłeś temu chłopcu?
Jakoś to będzie, zamień na będzie dobrze, a będzie… dobrze,
jedziesz... najczarniejszy charakterze z krainy deszczowców
Jeden chlast - zagłuszacz, drugi chlast - otrzeźwiacz,
jeszcze raz po uszach, głęboki haust powietrza
Głęboki haust... głęboki haust...
|
||||
16. |
||||
Po prostu chciał, by było lepiej wszystkim ludziom, bo każdego czynił człowiekiem -
swoim podejściem, spojrzeniem, gestem i tym co mówił,
- Nie, to ja umyję twe stopy - jakby pomylił urząd i przepowiednie
o tym co ma zrobić dla nich - ratować ich dupy od zguby
A on? W najlepsze - deska do deski do kupy, ciągle
budował dom dla ludzi, którzy mają z tym problem
Zabawne naprawdę takim rzemiosłem się trudnił,
codziennie, nim słońce nie zajdzie za horyzontem, aż nagle zaczął ich uczyć
o nadejściu świata, w którym wszyscy byliby równi, każdego zapraszał
- głównie, umówmy się, trudny element
- Myślcie o innych, lecz pilnujcie wpierw siebie - mówił
- Miłujmy się, szanujmy się i nawet kurwy taki był ludzki…
On też był lewakiem
Nie wyganiajcie ich stąd, tutaj każdy ma miejsce
by sobie siąść i wziąć w ręce, chleb i wodę,
niech pije i je ile zechce! Niech pije i je, i niech słucha,
że każdy może więcej, i jest i dusza, i serce
także w największym nierobie - żaden człowiek nie może
czuć, że tym trzęsie, bo wszyscy tutaj równi, łącznie z wrogiem
Ale każde dziecko wyjąkowe, każdy inny -
ewidentnie padł na głowę! Był naiwny, dziś by skończył w wariatkowie
Nadto wkręcił się w opowieść i zbyt zawierzył ziomkom
Biorąc ich za równych sobie, coś napomknął,
że podobni są do Boga, nie spodobał im się jednak
Choć popełnił głównie słowa, trzeba było... lewaka zmasakrować
|
Igoronco Poznań, Poland
Publicysta, animator, raper, założyciel i były członek hip-hopowej formacji Ripakt. Od ponad dekady z majkiem, od dobrych kilku lat z długopisem i ze wzrokiem wlepionym w edytor tekstów. Sam muzyką się nie zajmuje, ot, wyłapuje owoce pracy producentów i przetwarza je w swój jam. Igoronco porusza się po różnych muzycznych płaszczyznach, z pękatym bagażem treści. ... more
Streaming and Download help
If you like Igoronco, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp